
Nie przypominam sobie, żebym wiedziała o tym filmie wcześniej niż zobaczyłam jego zwiastun w kinie bodaj miesiąc temu. Ładne szmatki, trochę błyskotek, pełna szafa butów – której babie by się oczy nie zaświeciły? Mnie się zaświeciły jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam Emmę Watson – jedyną czarodziejkę, której udało się strząsnąć z siebie łatkę uczennicy Hogwartu i stać się przy okazji jedną z najlepiej zapowiadających się aktorek młodego pokolenia. Był epizod w Moim tygodniu z Marilyn, była całkiem większa i całkiem niezła rola w Charlie’m, przyszedł czas na więcej. Problem w tym, że tego „więcej” ani w przypadku Emmy, ani w innych przypadkach nie ma. Bling Ring okazało się dokładnie tym, na co wyglądało. Na przekór wszystkim, którzy chcieli widzieć w nim więcej.
Tytułowe Bling Ring to nazwa grupy młodocianych włamywaczy – czterech ładniutkich nastolatek i jednego rodzynka – którzy okradają domy znanych na całym świecie celebrytów. Cel: być jak najbliżej świata, który jest dla nich niedostępny. Cena: zbyt wysoka.
Co dzisiaj znaczy być glamour? Przeglądać kolorowe magazyny i portale plotkarskie, by wyłapać ciekawe, oryginalne stylizacje, podążać za najnowszymi trendami, znać na pamięć nazwiska wszystkich liczących się projektantów i odróżniać kolekcje wg sezonów, ubierać się ze smakiem i być w swoim środowisku trendsetterem? U nas dodatkowo: prowadzić bloga modowego i uważać się za wyrocznię w dziedzinie stylu? A może – jak chce Coppola i jej bohaterowie – żyć przez chwilę nie swoim życiem, które wydaje się szczęśliwsze niż jest? O cokolwiek w tej historii chodzi, pewne jest jedno: puste to, głupie i niemożliwe. Gdyby nie zdarzyło się naprawdę, można by zmieszać Coppolę z błotem i mieć spokój.
Ale to zdarzyło się naprawdę. Ci wszyscy celebryci, zostawiający swoje wille otwarte na czas wyjazdów na plan zdjęciowy czy inne faszynłiki; ci młodzi ludzie, niemający nic do roboty poza przeglądaniem brukowców i pudelków w wersji jues, strojeniem się, imprezowaniem, ćpaniem i kradzieżą; ci rodzice, wpatrzeni w swoje pociechy jak w święte obrazki, jakby zapomnieli, że chodzą one do szkoły „dla wyrzutków”. Oni tak serio. Gdzieś tam, za oceanem. I nie byłoby może w tym wszystkim niczego dziwnego (ludzka głupota nadal nie ma granic), gdyby ktoś nie pokusił się o zadedykowanie tej głupocie filmu. Więcej, opowiedzenie historii bez wkręcania się w szczegóły, badania przyczyn, sięgania głębiej, słowem – zrobienie filmu tak powierzchownego, że ta wyzierająca z prawdziwego życia nastoletnich złodziei pustota stała się jeszcze bardziej bezwartościowa, nieważna i trywialna. Żadnej szerszej analizy intencji samotnych, pogubionych, niezauważanych (przez rodziców, kolegów, szkołę, cokolwiek) młodych ludzi. Tylko kradzieże, futra, diamenty, prochy, jakieś pseudointelektualne hasła, wyczytane w poradnikach dla początkujących wyznawców Karmy, ani grama więcej.
To szalenie rozczarowujące, choć właściwie zupełnie niezaskakujące. Bling Ring nie miał być filmem mądrym i odkrywczym. Miał pokazać pewne zjawisko, być wycinkiem pewnej rzeczywistości, o której nie śniło się naszym dziadkom (a pewnie i rodzicom). To myśmy sobie dopowiedzieli, że skoro za kamerą stanęła Sofia Coppola, której nie dość, że zdarzyło się być córką „dość znanego” faceta, to jeszcze popełniła kilka ciekawych projektów, to w tej kolorowej, głośnej historii o niczym musi być coś więcej. No cóż, moi drodzy, fakof, nie ma, nie było, nie miało być, wykiwaliśmy was. Ale coście biletów nakupowali i popcornu wokół siebie narozrzucali, to nasze.
Bling Ring nie jest do gruntu zły. Historia może nie wciąga jak rasowy thriller, ale da się ją z względną ciekawością oglądać (no, może z wyjątkiem męskiej części publiczności, która na widok kolejnej garderoby pełnej louboutinów może dostać spazmów, bynajmniej nie z rozkoszy). Jest monotonnie i nużąco (arcydługie sceny), ale nie aż tak długo, by się wynudzić jak mops. Młodzi aktorzy nie wznoszą się na wyżyny swojego małego warsztatu, ale też trudno w tak kiepsko napisane role wnieść więcej życia – szacun, że się starali, no i ładnie wyglądali (też sztuka!). Muzycznie nie ma właściwie o czym mówić – jakiś miks przedziwnych i irytująco głośnych kawałków, które nie nadają się na tło ani do pracy, ani do imprezy. Niby coś, ale właściwie to nic. Ot, i tak to wygląda.
Czy polecam? Nie. A jeśli jednak byście chcieli – zobaczcie zwiastun. Tam jest cały film.
Źródło zdj.: ashvegas.com
Po zwiastunie wiedziałem że go nie zobaczę, dzięki, iż mnie utwierdziłaś w przekonaniu :* !
Najśmieszniejsze jest to, ze ja np. usłyszałam o tym filmie, ponieważ reklamowano go nazwiskiem Watson a nie Coppoli o_o. Obejrzę dla tych szaf pełnych louboutinów kiedyś z braku laku ;-)
Nie przyjmuję twojej opinii w dalszym ciągu do wiadomości. Nie wierzę, że Coppola zrobiła coś tak słabego. Cóż, jestem młody, wiek buntowniczy – muszę się do niego dostosować. Jak zwykle ryzykuje! :D
Oglądam niedawno wcześniejszą wersję „Bling Ring” w reżyserii Michaela Lembecka, gdzie postać Zacka grał Austin Butler, który teraz wybił się na roli Sebastiana w „Pamiętnikach Carrie”. Tamta wersja nawet mnie wciągnęła, tak na poobiedni film. Spodziewałabym się po Coppoli czegoś głębszego, ale muszę zobaczyć, by się przekonać „naocznie”, co jej z tego wyszło.
Koleżanka mi odradziła seans, dzięki temu w weekend oszczędziłam czas, siły i pieniądze na to ‚dzieło’. Ja widać również po Twojej recenzji nie ma się, czym zachwycać.
Całkowicie zgadzam się z recenzją.
Czekałam na ten film i bardzo się rozczarowałam, bo naprawdę spodziewałam się czegoś więcej, a nie wydłużonego zwiastuna. Oglądając zastanawiałam się kiedy w końcu skończy się pokazywanie tych domów, ubrań, błyskotek jak z jakiegoś tępego programu na Vivie, a zacznie analizowanie psychiki tych ludzi, bo do normalnych to nie należeli…
Nie wierzę, że jest tak źle. Póki co wierzę ślepo w Sofię. I że otrzymam coś pokroju Spring Breakers, ale jednak mniej szalone, co mogłabym trochę bardziej wpisać we własne postrzeganie świata, ludzi i ich zachowań.
Kurczę, nie lubię też takiej próby szukania sensu i analiz w każdym utworze, bo jak najbardziej rozumiem, że czasem coś jest po prostu zwykłym odzwierciedleniem, ukazaniem. Mam nadzieję, że zobaczę w tym filmie coś więcej niż ładną ale pustą wydmuszkę : ).